7 Maja godzina 11:00 rozkładamy się z dziadkiem niedaleko betonów. Niestety przywitał nas niemiły widok, gdyż w trakcie rozpakowywania 3 miejsca na prawo od nas siedziało trzech wędkarzy. Jeden wyciągnął karpika może nawet mniejszego niż 30 cm, a najwidoczniej nie świadomy tego, że go obserwujemy wyniósł rybę za swoje stanowisko do lasu. Po ponownym zarzuceniu wędek udał się znów do lasu tym razem z nożem i reklamówką już napchaną podejrzewam, że zabitymi i nie wpisanymi rybami. Niestety wychodząc z lasu zauważył nasze zainteresowanie jego zachowaniem i można powiedzieć 10/15 minut już był spakowany i rozmawiał ze znajomymi z miejsc obok. Niestety było to za krótko czasu, żeby zadzwonić na rybaczówkę jedynie zdążyliśmy już praktycznie po fakcie poinformować tatę z SSR. No cóż, po tym psującym humor wydarzeniu zarzuciliśmy pierwszy raz obydwoje na 2 gruntówki. Do 13 cisza, w między czasie obficie zanęciliśmy łowisko. Po 13 zaczęły się brania. Pierwszy na brzegu znalazł się karpik 46 cm, zaraz po nim drugi 31 cm. Ogółem trudno mi jest powiedzieć w jakich godzinach były brania, ale siedząc od 11 do 19 złapaliśmy ( ja 4 karpiki między 32 - 35 ), a dziadek ( też 4 karpiki w tym jeden 46 cm, a reszta też w rozmiarach do 35 cm ). Dodatkowo podeszły też leszcze, jednak naliczyliśmy ich łącznie z 4. Wszystkie karpiki z wyjątkiem tego 46 cm odzyskały wolność.
8 Maja tak samo zjawiamy się na łowisku około 11 i znów te samo znane nam grono Panów złodziei. Jednak tym razem nie kręcili, bo nie brało im prócz leszczy. Udało nam się zająć te same miejsca i znów zestawy powędrowały do wody. Kolejny raz trzeba było zanęcić porządnie i jak się okazało to było to opłacalne. Pierwsze pojawiły się Jazie na początku dwa małe nie miarowe ( nawet nie mierzyliśmy) wróciły do wody. Następnie dziadkowi podszedł jaź 32 cm ( po namowie znajomych, którzy mówili mu, że to smaczna ryba, to zachował ją ),a ja może z 30 min później złapałem jazia 28 cm - wrócił do wody. Potem długo, długo nic nie brało, był wielki upał, jednak ryba ruszyła się kiedy usłyszeliśmy pierwsze grzmoty, które wg nas były bardzo daleko, bo pogoda jeszcze dopisywała. Znów zaliczyliśmy ja 4 karpiki takie same jak dzień wcześniej, a dziadek 3 karpiki i kilka leszczy. ( Wszystkie karpie odzyskały wolność 30/31-34 cm, a 3 leszcze trafiły do siaty). Potem już burza była tuż tuż, to siedzieliśmy w namiocie i nawet nie podchodziliśmy do wędek. Po około 1,5 godziny zdecydowaliśmy się przerzucić. Haki były puste, rzuciliśmy jak się okazało po ostatnim razie. Popakowaliśmy większość rzeczy i nagle sygnalizator pod moją wędką się odezwał. Wyczekuje, wyczekuje i nagle na drugiej wędce branie. PingPong pod sam kij, a ja zacinam i holuje jak się okazało potem przy brzegu karpia. Zaraz po tym braniu na mojej drugiej wędce wcześniejsze sygnały okazały się prawdziwe i też pingpong podszedł pod sam kij. Dziadek zaciął. Obydwoje holowaliśmy po karpiu, jednak największym problemem okazał się już spakowany podbierak. Kiedy próbowałem wyciągnąć na dość ciasnym stanowisku karpia po ziemi spiął się. Położyłem wędkę i poszedłem rozłożyć podbierak, bo dziadek nadal holował karpia. Mieliśmy go już przy brzegu jednak zbyt wolno rozkładałem podbierak i drugi dość ładny karp pomachał nam ogonem. Więcej razy już nie rzucaliśmy. Zwinęliśmy się i opuściliśmy łowisko.
Ogółem, połowy bardzo fajne. Być może wielkości ryb niezbyt satysfakcjonowały, ale sam osobiście się cieszyłem ze wspólnego wypadu na ryby oraz z tego, że pobiłem swój osobisty rekord wyciągniętych karpi w jednym dniu jak i sezonie ( który jeszcze się nie skończył). Mam nadzieję, że rybki te podrosną i nie zostaną, że tak powiem ukradzione przez kłusowników. Bo takiej ryby to aż szkoda wpisywać i zaliczać do limitu ( chociaż sam wiem, że nigdy limitu nie zapełnię, bo osobiście złowioną rybę wypuszczam.).
|